NIE! – dla krakowskich artystów ulicznych

Czy kiedyś Ci się zdarzyło?

Czy zdarzyło Ci się kiedyś, będąc turystą w jakimś mieście, spotkać ulicznego artystę? Zwiedzając świat usłyszeć nastrojową muzykę w klimatycznym miejscu? Jakie uczucie to w tobie wywołało? Czy masz jakieś szczególne wspomnienia z takim czy podobnym artystą podczas swoich podróży?

Trochę historii

Od zarania dziejów sztuka uliczna towarzyszy placom większych miast. Atleci, magicy, cyrkowcy, teatrzyki, klauni, muzycy. To nierozerwalna część miejskich przestrzeni. Ich publiczność to niegdyś mieszkańcy, kupcy, a obecnie turyści. Często z ulicy biorą się późniejsze sławy jak na przykład Edith Piaf, Cirque du Soleil, który do chwili obecnej określa się mianem „niezwykłego połączenie sztuki cyrkowej i ulicznej”. W samym Krakowie na płycie Rynku grał Maciej Maleńczuk, Gienek Loska, Kraków Street Band… Długo by wyliczać.

Moje zdanie

Myślę, że skoro taka forma sztuki przetrwała przez całe wieki, to znaczy, że ma ona wartość i jest na nią popyt. Pozwoliło to wielu artystom odnaleźć swój cel dzieląc się z innymi tym skarbem jakim jest kultura, rozrywka, wzruszenie czy radość.

Radość

W związku z tym, że sam jestem ulicznym artystą, wiem jak wygląda to z drugiej strony. Przez przeszło 20 lat mogłem przyglądać się radości, która towarzyszyła turystom podczas spotkań ze mną. Podejrzewam, że w każdej miejscowości na świecie jest przynajmniej jeden „album” rodzinny, w którym jestem na zdjęciu z którymś z członków rodziny lub przynajmniej sam.

 

 

Nie!!! dla krakowskich artystów

Krakowscy politycy powiedzieli NIE!!! artystom pracującym i chcącym pracować w Krakowie.

Zmiany zaczęły się już w 2012 roku, kiedy wprowadzono pozwolenia. Była to dla nas dobra wiadomość, ponieważ liczyliśmy na podniesienie poziomu i standardu ulicznej sztuki. Usystematyzowania jej. Ja osobiście bardzo się zawiodłem.

Świat a Kraków

Swojego czasu cyklicznie jeździłem pracować do Barcelony, miasta słynącego też ze streetart/u . Obserwowałem zmiany zachodzące na tamtejszych ulicach. Początkowo mógł tam stanąć każdy kto chciał. Barcelona to miasto portowe, zatłoczone nielegalnymi emigrantami, a wiec przybysze często wykorzystywali możliwość „łatwego” zarobienia pieniędzy i stawali na ulicy dramatycznie zaniżając standardy i niszcząc szczególną symbiozę łączącą ludzi tam pracujących. Dodatkowo do zniszczenia tych więzi przyczyniły się „mafie”, które zatrudniały ludzi do tego typu pracy czerpiąc zyski.

La Rambla Barcelona

Po latach wróciłem do Barcelony jako turysta. Zaskoczył mnie tam bardzo wysoki poziom artystów pracujących na ulicy La Rambla. Barcelońscy urzędnicy organizują teraz castingi, a pozwolenia na pracę otrzymują najlepsi. Kraków wprowadził podobne zmiany, ale z jedną różnicą w skutkach.

Artystka na La Rambla
La Rambla Barcelona

W Barcelonie, w przeciwieństwie do Krakowa, pseudoartyści zostali wyeliminowani z centrum miasta. Po wprowadzonych w Krakowie zmianach na ulicy ciągle można było spotkać chłopaka w masce i pelerynie kupionej w jednym z marketów czy nie domalowanego „Napoleona” w niechlujnym mundurze, którego każda część była z innej epoki.

Krakowscy urzędnicy nie tylko nie spełnili swojej roli mającej na celu podniesienie poziomu sztuki w naszym mieście, ale posunęli się dalej i po siedmiu latach w ogóle zabronili jej prezentacji w najbardziej dla artystów wartościowych miejscach w Krakowie, takich jak Droga Królewska i Rynek.

 

Argumentacja

Argumentacja wydaje się być, delikatnie mówiąc, nielogiczna: „artyści nie wpisują się w dziedzictwo kulturowe Krakowa”, „ chcemy uspokoić / oczyścić miasto” oraz „zapobiec zatorom ulicznym powodowanym gromadzącą się przed artystami publicznością” i mój osobisty zwycięzca to „zapobieganie nadmiernej turystyfikacji”.

Rozwijając ostatni cytat: krakowscy dygnitarze chcieliby uatrakcyjnić artystami rzadziej przez turystów odwiedzane części miasta, np. Podgórze czy Nową Hutę.

Magia zarabiania

Bardzo ważną motywacją pracy dla ulicznego artysty są pieniądze. Oczywiste jest to, że miejsce miejscu pod tym względem nie jest równe. Jeśli chodzi o zarabianie na ulicy, dzieje się tam pewna „magia”, której my sami nie potrafimy zrozumieć.  Zakładając, że stoję w bardzo dobrym miejscu, które sprzyja ilości osób i ilości wpadających monet to np. przesunąwszy się kilka metrów w prawo lub w lewo, pozostając w tej samej scenerii i z tą samą ilością przechadzających się ludzi, zarobek może drastycznie spaść. Czy w związku z tym ktoś z artystów chciałby zmienić miejsce na Nową Hutę czy Podgórze (z całym szacunkiem do tych dzielnic)? Odnośnie tego argumentu nasuwa się ironiczna refleksja „czy turyści w związku z artystami w Nowej Hucie i Podgórzu stracą zainteresowanie Drogą Królewską i Sukiennicami na Rynku?”

„Dziedzictwo kulturowe Krakowa”

Niedawno wracałem ulicą Grodzką – Drogą Królewską ze spotkania krakowskich artystów z urzędnikami. Jego celem miały być negocjacje, ale jak się okazało, było to spotkanie informacyjne, na którym Pani Magdalena Doksa-Tverberg (zastępca dyrektora Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa) poinformowała artystów, że władze miasta oddają artystom trzy miejsca na płycie Rynku. Trzy miejsca dla około setki artystów.

Wracając na Grodzką: było to wczesne popołudnie, kiedy podszedł do mnie chłopak z ulotką zapraszającą do klubu striptizowego. Wieczorem takich i podobnych zaproszeń na Drodze Królewskiej jest całkiem sporo. Głównie od pań z czerwonymi parasolami zapraszających do klubów, które pod niepozornymi nazwami są zwykłymi burdelami. Bez wątpienia domy rozpusty to dziedzictwo, mam tylko wątpliwości czy oby my – społeczeństwo, na pewno chcemy je kultywować.

„Zapobieganie ulicznym zatorom”

Pani Doksa-Tverberg argumentowała wykluczenie artystów z centrum Starego Miasta podając w liczbach wzrost turystów odwiedzających w ostatnich latach Kraków. Przyznaję, że rzeczywiście pozostawienie artystów, głównie muzyków, bez wyznaczonych miejsc może kolidować z ruchem pieszych w niektórych miejscach i stwarzać problem.

Jednakże nasuwa się pytanie dlaczego nie stanowi to problemu dla barcelońskich urzędników? Przez La Rambla bez wątpienia przechodzi więcej turystów niż Drogą Królewską. Nie słyszałem o mieście w Europie zachodniej, które chciałoby się pozbyć ulicznych artystów. W każdym mieście Europy Zachodniej artyści są pożądani, ponieważ urzędnicy wiedzą, że wpływa to na atrakcyjność miasta, na kulturę, marketing pobliskich sklepów czy restauracji.

Inne podejście do ulicznej sztuki

Osobiście stojąc latami w Chamonix we Francji naprzeciwko Phamacie Du Mont Blanc (apteka) otrzymywałem prezenty od właściciela. Była to forma podziękowania „za reklamę” jak on sam mawiał.

W Chamonix

Formalnie w Chamonix obowiązuje pozwolenie dla ulicznego artysty. Pewnego roku postanowiłem ubiegać się o nie i złożyłem stosowne podanie w „merostwie” (Urzędzie Miasta). Odpowiedź miała przyjść pocztą po tygodniu. Po tym okresie (cały czas pracując) nie otrzymałem przesyłki. Postanowiłem odwiedzić urząd. Pani urzędnik oznajmiła, że nie zostało przygotowane dla mnie pozwolenie i dodała „gdyby policja sprawdzała Ci pozwolenie, to się nie ruszaj. Wezmą Cię za pomnik i dadzą spokój”. To był oczywiście żart. Miał on  wyjaśnić, że władze nie oczekują ode mnie autoryzacji. Każdy wiedział, że policja nie będzie mnie legitymować. Nie robiła tego, ponieważ byłem w klimacie miasta (górski przewodnik) i każdy, tam w Chamonix, czuł moją wartość. Począwszy od burmistrza przez policję, do przechodnia.

Czy tarasowałem przejście? Tak. Często zbierał się wokół mnie duży tłum, który wpływał na ruch pieszych. Nikt nigdy nie narzekał. Nie zauważyłem większych związanych z tym problemów. Bardziej rzucała mi się w oczy ciekawość i radość ludzi.

 

Strata dla ludzi i miasta

Obecnie nie dotyczy mnie brak możliwości występowania na krakowskim Rynku. Nie pracuję już na ulicy. Przeniosłem swą postać do szkół, bibliotek, domów kultury, placówek wychowawczych czy resocjalizacyjnych. Opowiadam moją postacią o pasjach i marzeniach i o tym jak je realizować. O wolności i możliwościach rozwoju, które dało mi wykonywanie tego zawodu.

Przez bardzo wiele lat było to mojej jedyne źródło utrzymania. Takim samym źródłem utrzymania jest dla wielu artystów obecnie, którzy nie mają swojego miejsca w Krakowie. Wartością tego zawodu jest to, że, jeśli nie ma się innych zobowiązań, można robić to w każdym miejscu na świecie. Z tego też powodu Kraków w obecnej sytuacji traci najlepszych artystów. Ci ludzie wyjeżdżają stąd i dopóki reguły „gry” tutaj w Krakowie się nie zmienią, oni nie wrócą. Kolejną stratą jest to, że Kraków będzie pomijany przez innych podróżnych artystów, ponieważ nie umożliwia się im załatwienia szybkiego „glejtu”.

Po wejściu zakazu

Przez ostatni rok krakowscy artyści próbowali pokojowo rozwiązać problem. Nie udało się dojść do porozumienia z władzami miasta. 12 lutego doszło do wspomnianego już spotkania z dygnitarzami decydującymi. Wygląda na to, że media, które zainteresowaliśmy problemem i ich obecność na spotkaniu oraz sama ilość artystów, zaskoczyły urzędników.  Podejrzewamy, że na potrzebę chwili  zdecydowali się na udostępnienie trzech lokalizacji w ścisłym centrum, w których będzie można pracować po wcześniejszej kwalifikacji komisji. Jest sporo chętnych. Zapewne zostanie wydanych sporo zezwoleń. Jak zachowa się to środowisko w stosunku do samych siebie?

Artyści Uliczni Krakowa” o konflikcie

„Na stronie Bip, w zakładce informacji dla artystów ulicznych (data aktualizacji informacji to 03.02.2020) nie ma podanej żadnej z wymienionych lokalizacji, a Rynek Główny w dostępnych dla artystów miejscach NIE jest wymieniony. Poza tym nawet jeśli przyjąć ustną wersję za wiążącą – jest to pozorne rozwiązanie problemu, stworzone na potrzebę sytuacji „tu i teraz”. Z faktu braku wiedzy urzędników miasta na temat specyfiki ulicznych występów artystycznych i ignorancji wobec naszych postulatów – rozwiązanie to jedynie pogłębia konflikt”.

Co mnie najbardziej zasmuciło na spotkaniu?

Bardzo smutne dla mnie jest to, że pani Magdalena Doksa-Tverberg, sama zajmująca się kulturą ,  nie tyle nie staje po stronie kultury w mieście, ale wydaje się być wręcz nastawiona antagonistycznie do artystów i ich działalności.

 

Spotkanie artystów z urzędnikami

Określono co jest dozwolone do prezentowania a co nie. Kuglarzy, baloniarzy, żonglerów nie kwalifikuje się jako artystów i nie mają prawa do pracy w przestrzeni parku kulturowego.

 

To, co jeszcze uderzyło mnie to, to że ciągle słyszałem ze strony tej pani słowa takie jak „my”, „wy”, „nasze”, „wasze”. Kilka osób, którym powierzyliśmy stanowisko gospodarzy zaszufladkowało nas jako „wy”. Tych innych, niechcianych, niesfornych, przeszkadzających. Osadzono nas za barykadą, za którą ingeruje się w naszą wolność. Mnie jako mieszkańcowi zabrano przestrzeń, w której pragnę być zaskakiwany sztuką na rynku i mieć poczucie, że mam tu możliwość potencjalnego artystycznego wyrazu.

 

Rozwiązanie

Da się rozwiązać problem ulicznych artystów. Robi to większość, jak nie wszystkie „zatłoczone” miasta „zachodniego” świata. Miasto powinno zaprosić nas do rozmów. To artyści przecież są największymi ekspertami w tej dziedzinie. Moglibyśmy podjąć kompromisy. Trzeba wyznaczyć optymalnie dużo miejsc dogodnych do pracy dla danego rodzaju sztuki. Powołać komisję, w której znajdowałby się ktoś z nas. Komisja powinna się organizować cyklicznie. Poza weryfikacją artystów, powinna jej towarzyszyć misja pomagania im w rozwijaniu się, a co za tym idzie wzrostu jakości street artu w Krakowie (np. na wzór Barcelony). Należałoby usystematyzować godziny pracy i zmiany artystów w taki sposób, by nie konfliktować środowiska. Dodatkowo dla przyjezdnych artystów powinna zaistnieć możliwość tymczasowego i szybkiego zorganizowania sobie pozwolenia z opcją przedłużenia go na późniejszym spotkaniu z komisją.

Kraków miastem królów

Mówi się, że Kraków to miasto królewskie. Geneza tego słowa pochodzi z czasów, w których w Krakowie rezydowali polscy królowie. Wygląda na to, że powiedzenie to ciągle ma zastosowanie w praktyce, z tym tylko, że królowie nie noszą już koron. Na miarę współczesnych czasów zamiast korony noszą immunitety w kieszeni. Działa też powszechna opinia, że to my ich wybieramy. Sposób sprawowania władzy wydaje się nie zmieniać. Decyzję w dalszym ciągu podejmuje król i królewski dwór..

Osobiście wolałbym, aby Kraków był miastem społecznym z wszechobecną sztuką, której zadaniem jest pobudzać myślenie oraz budować wrażliwość i otwartość na siebie nawzajem. 

2 Replies to “NIE! – dla krakowskich artystów ulicznych”

  1. Dziękuję za ten tekst, który ujął wszystko to co i mnie zabolało. Polecam przeczytać, bo jest to najlepszy tekst dotyczący artystów ulicznych jaki pojawił się do tej pory, a próbowały już pisać o tym różne gazety, a nawet telewizje robiły o tym materiał. Jeszcze raz dzięki i do zobaczenia gdzieś na przyjaznej ulicy Krakowskiego Rynku, czy to podczas pracy jako artyści uliczni ,czy też jako zwykli przechodnie.

    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa i do zobaczenia 🙂

Dodaj komentarz